We wtorek rano nikt nie przystąpił do pracy. Natomiast w hełmy poubierali się w zasadzie wszyscy, bo padło takie hasło, że mamy być w hełmach.
[…] część ludzi została pod KW, a część poszła pod komendę miejską po to, aby uwolnić ludzi, którzy zostali zamknięci poprzedniego dnia. Kiedy podeszliśmy pod budynek, otworzyły się okna chyba na drugim piętrze i ukazał się Lech Wałęsa. […] ludzie zaczęli w niego rzucać kamieniami, krzyczeć „zdrajca” czy coś podobnego. Odwracam się, patrzę, że to Lech Wałęsa, podszedłem bliżej i krzyknąłem: „Nie rzucajcie! Zostawcie! To ten, który dzisiaj przemawiał, żeby uwolnić tych ludzi”. Przestali rzucać i Lechu jeszcze raz ukazał się w oknie i mówi: „Słuchajcie, za chwilę wyjdą ci, co wczoraj zostali zamknięci”. […] Gdzieś po 15 minutach została otwarta brama […]. Wyszło tych sześciu. Okrzyki. […] W pewnym momencie zaczęła się formować milicja i też weszła w tłum. […]
Ci milicjanci zostali po prostu rozbici. […] Wtedy tam były rozkopy, nie wiem czy rury kładli czy chodnik nowy, i ludzie złapali za te deski i zaczęli tym bić. Wtedy dosyć dużo milicjantów zostało rannych. Stoczniowcy ich nawet odprowadzali do pogotowia czy tam do szpitala. Nawet podszedłem do jednego, był ranny, tutaj mu krew tak ciekła i tych dwóch stoczniowców, którzy go odprowadzali, to mówią, że on z nimi rozmawiał, że to nie jest milicjant, że to jest przebrany wojskowy. Ale widać po nim było, że jednak musiał mieć jakieś środki dopingujące, bo on w ogóle się nie odzywał do mnie. Ja się go pytałem, czy na pewno ty jesteś milicjantem, czy wojskowym, on się nic nie odzywał, tylko patrzył na mnie takim zwierzęcym wzrokiem, oczy mu się szkliły.
Gdańsk, 15 grudnia
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
Helikoptery cały czas krążyły już w tym czasie, we wtorek, i strzelali z tych helikopterów z karabinów, jak również rzucali granaty. W tym czasie został zastrzelony […] młody chłopak, 19-letni, stoczniowiec, pracownik wydziału W-5 Stoczni Gdańskiej. Ja nie widziałem, tylko słyszałem jak ten strzał padł. Później stoczniowcy mówili, że został zastrzelony właśnie ten stoczniowiec przez jakiegoś kapitana z odległości 2 m. zaczęła się taka szarpanina, raz oni naciskali, raz my. Te walki trwały na tym moście, w okolicy Świerczewskiego, do jedenastej, do dwunastej. […] Przyszliśmy pod komitet wojewódzki, trwały tam próby podpalenia. Widziałem jak jeden oficer, porucznik z KBW borykał się z żołnierzami. Ci żołnierze nie chcieli go słuchać, „Bo — powiedzieli — nas oszukano. Powiedziano nam, że tutaj mamy walczyć z Niemcami, a to są sami robotnicy”. On nie mógł nawet zebrać tych żołnierzy, karabiny rzucali do wody.
Gdańsk, 15 grudnia
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.
Po pewnym czasie ludzie znowu się zgromadzili z chęcią wyjścia na miasto, ale było to niemożliwe, gdyż bramy były zablokowane przez wojsko. […] Trzeba było wstrzymać ludzi, gdyż nie wiadomo co się stanie, jeśli wyjdą, może dojść do potyczek. […]
[…] ludzie już szturmowali na bramę, żeby wyjść na miasto. […] Dwie panie i pan czytali […] petycje do żołnierzy, aby nie strzelali do swych ojców, braci, swoich starszych kolegów, gdyż jak zakończą służbę wojskową, wrócą do zakładów pracy, do stoczni, będą tak samo zdani na poniewierkę, jaka nas czeka. Przy utrzymaniu się obecnych cen, pracując od rana do wieczora, będą jedli marmoladę i chleb. Nawoływali po prostu, aby nie wykonywali rozkazów strzelania do robotników, żeby rzucili broń i szli razem z nami. W tym momencie właśnie dochodziłem do bramy.
[…] czołówka, centymetr po centymetrze zbliżała się bliżej do kordonu wojskowego, który zajął całą ulicę. W tym momencie padła komenda dowódcy. […] żądał, żeby lud się cofnął, bo będzie użyta broń. Ludzie się nie cofnęli, dalej była czytana petycja. Po skończeniu czytania były dalej nawoływania, żeby żołnierze nie strzelali, żeby dołączyli do robotników, do ogólnego protestu. W takiej sile możemy zmusić władze do zmiany cen. […]
Wojsko dzieliło od ludzi 10–15 metrów. Ludzie stali gdzieś 5–6 metrów za bramą. Pierwszy rząd wojska, jeśli się nie mylę, klęknął. Drugi był przygotowany do strzału. W tym momencie, gdy były oddawane strzały, już nie pamiętam czy był dawany jakiś rozkaz. Ludzie cofnęli się w popłochu. W pierwszej chwili wydawało się […], że były dziesiątki, setki zabitych, bo bardzo dużo ludzi leżało nieruchomo. Wynikło to z tego, że wielu zostało stratowanych.
Gdańsk, 16 grudnia
Grudzień 1970, Edit. Spotkania, Piotr Jegliński, Paryż 1986.